Ostatnio pogoda nie rozpieszcza (przynajmniej na dzień pisania tego artykułu). Raz pada, raz nie… odechciewa się wyjść z domu. Ale też nie chce się gotować… co w takiej sytuacji? Ani samemu zrobić obiad, ani wyjść do restauracji. Najprościej wejść na stronę popularnej platformy, na której mamy menu kilkuset restauracji z danego miasta i zamówić to na co mamy ochotę z dostawą pod drzwi. Jakie to wygodne, nic tylko zamawiać! Jednak jak to bywa w życiu, nie wszystko jest takie kolorowe. Pocieszeniem dla “zwykłych śmiertelników” jest fakt, że najwięcej na współpracy z tego typu platformami tracą właściciele restauracji… ale i Wy czasem na tym tracicie.
Wygoda kosztem jakości
Nie oszukujmy się - jedzenie, które do nas przyjeżdża znacznie odbiega jakością od podanego nam w restauracji. Nie chodzi nawet o wygląd, bo wiadomo, że nie dekoruje się dania w pudełku. Często jednak mimo zabezpieczeń w postaci pudełek termicznych i folii, danie zdąży nieco ostygnąć. Letnia zupa w chłodny dzień to nie jest szczyt marzeń. Oczywiście może to być wina restauracji, jednak nawet gdyby podczas nalewania miska się roztapiała… dostawca stojący w korku w deszczu lub w chłodny dzień, po prostu nie jest w stanie dostarczyć nam idealnie gorącego jedzenia. Tak samo sosy mogą zmieniać konsystencję, chipsy mięknąć i tracić swoją chrupkość nie wspominając już co się dzieje z frytkami. Niektóre mięsa wręcz muszą być jedzone od razu, więc kiedy widzisz możliwość zamówienia steka lub kaczki na dowóz… to znaczy, że właściciele bardziej liczą na zysk, niż zadowolenie gości, co z jednej strony może być trochę zrozumiałe (szczególnie w trudnych czasach dla gastronomii), ale jednak z drugiej strony jest w chuj po prostu smutne. Oczywiście z restauracji dbających o jakość najczęściej jedzenie, które dostajemy jest w porządku, ale dalej to nie to samo co na miejscu.
Zapłacisz więcej
Nie chodzi nawet o koszt dostawy, która często jest “bezpłatna”. Jednak haczykiem jest tutaj “minimalna kwota zamówienia”. Co z tego, że chcemy zjeść szybki lunch za kilkanaście zł, kiedy okazuje się, że minimalne zamówienie to 28 zł… trzeba coś domówić (przecież nie zapłacę za dowóz!). A jak jeszcze się okazuje, że dostawa to kolejne kilka zł to finalnie wydamy prawie pół dniówki na mały lunch. Oczywiście najbardziej opłacalne jest zamówić na kilka osób, wtedy koszta się rozłożą, ale nie zawsze mamy taką możliwość. Na koniec dodam, że rzadko okazyjne lunche są dostępne na dowóz. Wiele miejsc posiada obecnie formę lunchową typu: zupa dnia + danie główne 25 zł, napój gratis. Niestety obowiązuje tylko w lokalu, a na dowóz tylko to co jest w standardowej karcie menu. Nie od dziś wiadomo, że wygoda kosztuje.
Finansowe zabójstwo dla właścicieli
Coś o czym głośno się nie mówi to fakt, że większość tego typu firm bierze kosmiczne prowizje. Nie dość, że żądają wysokiej kwoty za samo rozpoczęcie współpracy (z racji dużej bazy klientów, którzy potencjalnie mogą zamówić coś od nas), to jeszcze oprócz tego dochodzi prowizja od każdego zamówienia, sięgająca nierzadko 30% całej kwoty. Odliczając koszty prądu, wody, pracowników, gazu czy “darmowego” dowozu itp… może się zdarzyć, że z takiego wywozu właściciel restauracji zarabia najmniej lub nawet dokłada (w niektórych przypadkach czy konfiguracjach). Stąd kiedyś popularne praktyki wyższych cen na dowóz, niż w lokalu bądź też częstsze obecnie wyżej wspomniane minimalne kwoty. Tak czy inaczej restauracje bazujące na dowozach używają tych portali bardziej dla rozreklamowania się, tworząc jednocześnie własne strony z możliwością zamawiania jedzenia (tańszym kosztem), a inne traktują je jedynie jako dodatek, żeby zainteresować większą ilość osób swoją restauracją. Podczas pandemii związanej z COVID-19 i zamknięciem restauracji wielu właścicielom bardziej opłacało się całkowicie zawiesić działalność i wypłacać pracownikom pensje za siedzenie w domu, niż podjąć współpracę z portalami tego typu narażając się na wyższe koszta, część również została zmuszona do podniesienia cen, by dania z dowozem nie były jedynie reklamą a realnym zyskiem.
Problem z reklamacją i długie czekanie na jedzonko
Czasami się zdarzy, w szczególności gdy zamówień jest wiele, że zdarzają się pomyłki. Jesteśmy tylko ludźmi. Oczywiście, jeśli zamówienie jest pomylone restauracja bez problemu wyśle nam zamówienie podobnie (tylko... znowu trzeba czekać). Jednak jeśli winny wydaje się być dostawca, np.: jedzenie jest już zimne, bo wybrał drogę przez całe miasto zamiast najszybszej bądź też pudełka są pogniecione a jedzenie porozrzucane po całej reklamówce z której aż kapie… ciężko się dodzwonić z reklamacją i trzeba długo czekać na jej rozpatrzenie. Ciężko też oczekiwać, że restauracja od razu wyśle nowe zamówienie na swój koszt, skoro z jej strony nie było żadnego błędu. Z tego powodu wiele miejsc decyduje się na swoich kierowców. Na szczęście takie sytuacje zdarzają się stosunkowo rzadko. Pozostaje jeszcze kwestia co najmniej godzinnego czekania na posiłek, kiedy restauracja ma zbyt dużo zamówień naraz i musi czekać na powrót kierowcy lub korzysta z kurierów udostępnianych przez omawiane platformy, a nie ma akurat żadnego wolnego w pobliżu.
Tak to wygląda w skrócie
Jak widzicie zamawianie jedzenia przez Internet to z jednej strony wygoda, a z drugiej oznacza więcej wydanych pieniędzy zarówno po naszej stronie jak i restauracji. Celowo nie pada tutaj nazwa żadnej platformy, ponieważ nie chodzi o oczernianie kogoś. Chcę Wam rozjaśnić, dlaczego często zamawiając obiad wydajemy więcej niż myśleliśmy. Nie potępiam ich, samemu zdarza mi się zamówić coś do domu, szkoda tylko, że te prowizje są takie kosmiczne. Może następnym razem wartym do rozważenia jest zamówienie jedzenie bezpośrednio ze strony waszej ulubionej restauracji?