Do niedawna był to zamknięty świat w wąskim gronie. Mało kto wiedział o tym co dzieje się za drzwiami kuchni a w samych kucharzach było coś tajemniczego. Zrobiła się moda na gotowanie, przez co wielu osobom wydaje się, że to lekka przyjemna praca, prestiż. I tak i nie. Mamy świadomość, że na kucharzu ciąży jakaś odpowiedzialność (w końcu źle przygotowanym daniem można kogoś nawet otruć), że to ciężka praca, stres… tylko jak faktycznie wygląda dzień w kuchni?
Prep
Przychodzimy rano (najczęściej na 10, ale to zależnie od restauracji), przebieramy się, część musi się jeszcze na szybko ogolić, bo w domu nie było czasu, jedni martwym wzrokiem otwierają kolejny energetyk, inni ukradkiem browara.. Żartuje, nie jest aż tak źle! Zazwyczaj...
Zaczynamy od rozłożenia swoich noży, czasem trzeba je jeszcze podostrzyć, włączamy radio. Czas sprawdzić lodówki i zrobić “prepa” (przygotowanie, pochodzące od angielskiego słowa“prepare”). Kontrolujemy stan wszystkiego, czy coś się nie psuje, czy mamy odpowiednią ilość półproduktów, co mamy do zrobienia na ten dzień. Szybki podział obowiązków i do dzieła.
Pierwszy strzał: lunche…
Zaczyna się pora obiadowa (zazwyczaj między 12:00 - 14:00), restauracja zapełnia się gośćmi. Zaczynają sypać się zamówienia i bieganina. Potocznie zwana “tabaka” daje się we znaki. W końcu udaje się opanować sytuację, zadowoleni goście jedzą a my zaczynamy ogarniać nasze stanowiska pracy.
Przegrupowanie
Kuchnia w miarę odsprzątana, zaczynamy dorabiać wszystko, co się skończyło, mamy chwilę luzu. Praca idzie szybko, rozmawiając o wszystkim nie przerywamy pracy. Wkrótce lodówki znów są pełne, a my gotowi na kolejną falę gości. Jest też chwila czasu na zjedzenie czegoś (często ruch jest przez cały dzień i takiej chwili nie ma - swoją drogą, zastanawiałeś sie kiedyś, czy kucharze żywią się lepiej niż inni?). Do wieczora czas mija spokojnie.
Kolejne uderzenie
Nadchodzi wieczór, jest już koło 18:00, 19:00 i restauracja znów zaczyna ożywać. Pomimo lekkiego zmęczenia z chęcią zabieramy się do dalszej pracy,bo w większości jesteśmy pasjonatami. Zależnie od dnia tygodnia ruch może być umiarkowany albo mogą nas zasypać zamówieniami. Przyspieszamy ruchy, niby coraz bliżej końca a zamówień wciąż przybywa. Na kuchni bywa różnie, czasem ktoś się zatnie albo poparzy, czy straci palca (nie, no spokojnie, znowu lekko podkoloryzowuję) coś nie wyjdzie jak trzeba i dany serwis musimy zaczynać od nowa, pomimo tego praca idzie sprawnie.
Dzień się kończy…
Restauracja wciąż pełna, ale goście raczej kończą swoje potrawy czy rozmawiają ze sobą a nie zamawiają kolejnych dań. Zbliża się 22, czas powoli sprzątać. Szybki spacer po chłodniach i magazynach, czas zamawiać towar i dołączyć do mycia kuchni. Kuchnia oficjalnie zamknięta, foliujemy wszystkie pojemniki i produkty, żeby się nie zepsuły przez noc i mogły być wykorzystane następnego dnia. Wszystko jest umyte i lecimy się przebierać, tylko jeszcze szybkie sprawdzenie czy wszystko jest wyłączone: kuchenki, piekarniki, cyrkulator, okap.... Wolelibyśmy nie spalić kuchni przez noc.
Pomagamy jeszcze na koniec kelnerkom sprzątać, wynosimy śmieci i czas do domu . Światło gaśnie a kuchnia ginie w mroku… dzień był udany, a jutro powtórka.