Kojarzysz ten moment, kiedy zbliża się godzina wyjścia z pracy i wszyscy już ubrani czekają ostatnie minuty przy wyjściu? Kucharze rzadko kiedy mogą liczyć na taki luksus. A dlaczego tak jest, mógł Ci podpowiedzieć artykuł dzień z życia kucharza.
Głupio wyrzucić gości
To jasne, że kiedy kuchnia jest czynna do 22, a ktoś przychodzi o 21:55, to nie wyprosimy go z lokalu (chociaż sporadycznie po ciężkim dniu, zdarzają się takie myśli). Zakładając nawet, że zdejmując kurtkę gość już wie, co zamierza jeść, jest nikła szansa, że w 5 minut zdążymy to przygotować i posprzątać… a może jeszcze będzie deser? No i skoro już ktoś wszedł, wiadomo, że posiedzimy dłużej, a u progu pojawiają się kolejne zbłąkane dusze… no głupio wygonić.
Nasza praca nie kończy się na wydaniu potraw
Trzeba jeszcze posprzątać kuchnię, umyć podłogę, wszystko wyłączyć i wynieść śmieci. Możliwe, że kilka minut przed przyjściem gości wszystko już błyszczało (tak naprawdę, to przez cały czas tak błyszczy, że można jeść z podłogi :)) i trzeba posprzątać od nowa. Warto jeszcze pomóc sprzątać kelnerom, którzy muszą obsługiwać gości do końca - nawet kiedy w kuchni już zgasły wszystkie światła.
Nie tylko wizyta gości może przedłużyć naszą pracę
Zdarza się, że na drugi dzień mamy dużą rezerwację lub po prostu zaczyna się weekend a my mamy puste lodówki. Głupio zostawić takie echo kolejnej zmianie, tym bardziej, że też prawdopodobnie będą musieli przyjść wcześniej, żeby się ze wszystkim wyrobić. Ewentualnie w dany dzień było tyle pracy, że skończyliśmy na styk i w godzinę wyjścia dopiero zaczynamy sprzątanie.
Trochę ponarzekałem
Jak często zaznaczam, nie traktuję tego jako coś złego. Nie siedzimy też za darmo (zwykle). Kucharze wybierając taki zawód wiedzą, albo przynajmniej powini wiedzieć, z czym on się wiąże, a jeśli taki tryb życia im nie odpowiada, to powinni się zastanowić, czy warto być kucharzem. Osobiście nie przeszkadza mi, że muszę czasem zostać dłużej bo wiem, że dzięki temu reszta zespołu ma trochę łatwiej. W końcu trzymamy się razem jak rodzina… co prawda patologiczna, ale wciąż rodzina :)