W piątek 15 listopada 2024 roku miałem przyjemność brać udział w wydarzeniu kulinarnym, organizowanym przez półfinalistę MasterChef Tomasza Marczewskiego. Miało ono miejsce w hotelu, w którym pracuję. To było ciekawe przeżycie, które z chęcią bym powtórzył.
Do przygotowania było pięciodaniowe menu
Na pierwsze danie poszło Pate z gęsich wątróbek, które pomagałem dekorować. Dodatkami do pasztetu była oliwa ziołowa oraz oliwa z chilli, kawior z białka jaja, pesto, puder pomidorowy i chips z grzanki.
Kolejny był tatar z polędwicy jelenia. Delikatne mięso doprawione solą, pieprzem rozmarynem, oliwą, kaparem. Z dodatkiem ziołowej oliwy, majonezu ziołowego, kawioru, żółtka sous vide, gorczyca, marynowane kurki i oczywiście mikro zioła.
Kolejne danie było z owoców morze, a mianowicie krem rakowy z przegrzebkiem i kolendrą.
No i danie główne, czyli delikatny i różowy comber sarny w sobie grzybowym na demi glace, sufletem ziemniaczanym, musem z kapusty czerwonej i śliwki oraz grillowaną sałatą rzymską. Niezwykłe jesienne połączenia smakowe.
A co z piątym daniem?
Na deser poszła klasyka, czyli Crêpes Suzette - naleśniki w sosie z karmelizowanego cukru, soku pomarańczowego, masła oraz likieru pomarańczowego. Nie udało mi się zrobić zdjęcia, ponieważ MasterChef Tomek przygotowywał je na oczach gości. Ten deser ma najlepszy efekt, kiedy jest podpalany przy gościu.
Na szczęście zainspirowany tym pomysłem zrobiłem swoją wersję, która niedawno wpadła na chefa. Tutaj możesz zobaczyć przepis.
Było trochę przygotowań
Jak zwykle wszystko zaczyna się od planowania. Około miesiąc przed imprezą MasterChef Tomek, wspólnie z naszym szefem kuchni, ułożyli menu. Dzień przed było najwięcej przygotowań. Musieliśmy ugotować, doprawić i naszykować większość rzeczy (jak przed każdą imprezą), żeby późniejszy serwis poszedł sprawnie. W dzień kolacji, od rana całym zespołem krzątaliśmy się po kuchni, kończąc ostatnie drobiazgi, obmyślając koncepcję i dobierając zastawę, pod koniec w towarzystwie fotografów. Trzeba było zrobić próbne podanie, żeby wybrać najlepszą wersję. Później był serwis, który przebiegł dosyć… zwyczajnie. Oczywiście trzeba było się spiąć i pracować w większym skupieniu, ale z racji, ze to tylko 20 osób, serwis nie sprawił nam problemu. Obyło się bez wpadek i przestojów. Na końcu wszyscy wspólnie świętowaliśmy.
Dobrze to wspominam
Tomek okazał się uprzejmym, sympatycznym facetem, z którym naprawdę miło się pracuje. Większość dań nie była dla mnie niczym nowym, jednak kilka fajnych rzeczy udało mi się podpatrzyć, jak na przykład kawior z białka. Na koniec MasterChef pochwalił nas, że rzadko ma okazję pracować z tak profesjonalnym zespołem i atmosfera na kuchni bardzo mu się podoba. Dodał, że szczerze chciałby jeszcze powtórzyć takie wspólne gotowanie. Wieczór zakończył się zaproszeniem nas do gości oraz oklaskami od nich.